Rating: Teen
Alternatywne tytuły: Lubię niegrzecznych chłopców albo Zmieniasz mnie w geja, ziom albo Podryw na nieszczęśliwą rodzinę
Muzyka, przy której pisałam:
(Tak, ostatnio dużo słucham płyt Twenty One Pilots)
Oto i au dla kochanej Lindy, która – mam nadzieję – się nim zachwyci. Zresztą nie tylko ona. Myślę, że au wyszło dość zgrabnie, krótko, zwięźle i na temat. Trochę dramy, trochę orientacyjnych wątpliwości: wszystko, co kochamy. Wszelkie małe żarciki i użycie liczby 69 są w pełni zamierzone. Po prostu mam dość kiepskie poczucie humoru.
Pytania odnośnie
au? Chętnie na wszystkie odpowiem jak tylko znajdę chwilkę odpoczynku od
rodzinnego stołu. Poza tym rozchorowałam się i łeb mi pęka. Ale na pewno
odpowiem na każdy komentarz, kochani! :)
❤️ ❤️ ❤️
Zaczęło się właściwie niepozornie, chociaż James od razu
przypuszczał, że coś się zbliża. Coś wielkiego i z pewnością nowego. Czasem
nawet dostawał ciarek, jakby ktoś zakradł się do niego od tyłu i chuchnął mu w
kark. Jednak mimo oczywistych dreszczy lutowego poranka wyszedł z domu,
naciągając kaptur szarej bluzy na głowę, zapinając skórzaną kurtkę pod szyję, i
skierował się w stronę Pokątnej 69. Dzisiaj był jego wielki dzień – dzień, w
którym wszystkie jego sny miały się spełnić.
Przyjaciele i rodzina odradzali mu wiązanie swojej
przyszłości ze studiem tatuażu. James dobrze znał ich motywy i je rozumiał, ale
od dziecka na każdy logiczny argument odpowiadał:
– Nie mogę? Nie powinienem? To patrz.
Poza tym ojciec Jamesa miał firmę prawniczą i chłopak nigdy
nie wątpił, że w razie problemów będzie mógł się tam zatrudnić. Spójrzmy
prawdzie w oczy, za parędziesiąt lat zapewne odziedziczy rodzinną fortunę i
będzie mógł robić swoje niesamowite tatuaże do usranej śmierci, podcierając się
forsą i kąpiąc się w truflach i kawiorze. Był przekonany, że jego rodzice też o
tym wiedzieli i tylko dlatego pozwalali mu na wszystko, czego tylko chciał.
James miał dużo szczęścia.
Właśnie dlatego przyzwyczajony do odnoszenia sukcesów
chłopak postanowił zignorować wszelkie złe znaki wysyłane mu przez los –
fatalną pogodę, brak ciepłej wody w wynajętym mieszkaniu, przypalone tosty i
wreszcie paniczną ucieczkę przed dobermanami sąsiada, które wyskoczyły nagle,
gdy wychodził z klatki schodowej – i pojawić się pierwszego dnia w pracy. Ostatecznie
wszystko wydawało się być w porządku do momentu, w którym James wracając z
przerwy obiadowej, zatrzymał się tuż przed drzwiami studia tatuażu „Huncwot” i
wpatrzył się w przeciwległą stronę ulicy.
Na krawężniku stał mały, błękitny garbus, którego lata
świetności przeminęły chyba dekadę temu. Przez uchylone okna auta wystawały
gałązki i łodygi kwiatów. Drzwi były otwarte i ktoś pochylał się, grzebiąc
wewnątrz. Nagle osoba wyprostowała się i z ogromnym naręczem, niemal na oślep,
odwróciła się, otwierając drzwi małej kwiaciarni.
James bez zastanowienia wrzucił dwa tik-taki do ust i
przebiegł przez jezdnię, rozglądając się uprzednio.
– Przepraszam, może pomóc? – spytał.
Osoba wyprostowała się, wyglądając spomiędzy łodyg. Okazała
się być mężczyzną o bladej twarzy i ciemnych włosach okalających twarz lekkimi
falami. Nieznajomy zmrużył szare oczy i uśmiechnął się półgębkiem. Jego uroda,
na którą składały się wysokie kości policzkowe, długie rzęsy, cienkie brwi,
prosty nos i przede wszystkim kusząco zaróżowione usta, nieco speszyły Jamesa.
– Byłoby świetnie. Weź jeszcze tamten kosz i wieniec, i
zamknij auto. – Mężczyzna wcisnął kluczyki od samochodu w ręce chłopaka i
zniknął w małym wnętrzu kwiaciarni. James przez chwilę tępo wpatrywał się w
przedmiot w swoich rękach, po czym poprawił okulary na nosie i spełnił prośbę
nieznajomego, znowu czując dziwny dreszcz wdrapujący się na jego kark po
kręgosłupie.
Po chwili stanął wewnątrz, obserwując krzątającego się dookoła
mężczyznę. Ten nie miał już na sobie płaszcza, tylko gruby, błękitny sweter. Był
niższy od Jamesa może o parę centymetrów, ale stanowczo szerszy w ramionach i
okularnik był pewien, że nie byłby w stanie objąć jego uda dwiema dłońmi.
Chłopak zmieszał się, otrząsając z zamyślenia.
Czemu miałby chcieć
objąć jego uda dłońmi? Niedorzeczne.
– Postaw to przy drzwiach, młody. – Mężczyzna uśmiechnął się
szerzej, gdy zobaczył zaczerwienione policzki chłopca. – Dzięki za pomoc.
– Dałeś mi kluczyki do swojego auta? – James zamrugał
kilkukrotnie, odstawiając kosz i wieniec na ziemię, po czym wręczył
nieznajomemu klucze.
– Spójrzmy prawdzie w oczy, wyświadczyłbyś mi przysługę,
zwijając tego staruszka. I tak pewnie dogoniłbym cię pieszo. Plus patrzy ci z
twarzy grzecznym chłopcem. – Ciemnowłosy wyliczył na palcach, na chwilę
odrywając się od rozkładania kwiatów po wazonach.
James zacisnął wargi. Nie czuł się tak niezręcznie, odkąd
wszedł w samych bokserkach do salonu, w którym jego ojciec urządzał spotkanie
biznesowe. Złapał się więc za kark, jako że nie musiał tym razem zasłaniać
żadnych bardziej strategicznych miejsc, i spuścił wzrok.
– Pracujesz w Huncwocie?
Okularnik podniósł nagle oczy, zaskoczony i nieco
przestraszony. Skąd mężczyzna o tym wiedział? Szybko uświadomił sobie jednak,
że ma na sobie koszulkę z logiem studia, w które wpatrywał się kwiaciarz.
Pokiwał więc tylko głową.
– Dzisiaj mój pierwszy dzień – przyznał.
– Gratuluję. – Mężczyzna uśmiechnął się i wyciągnął rękę w
kierunku okularnika. – Syriusz. Jak widzisz, pracuję naprzeciwko.
– James. – Chłopak chwycił ogromną dłoń bruneta. Była bardzo
ciepła, ale nie tak miękka jak Jamesa. To była ręka, która przywykła do
ciężkiej pracy, co dodatkowo go zaciekawiło.
– Miło cię poznać, James. – Syriusz wrócił do pracy. Okularnik
jeszcze przez chwilę się w niego wpatrywał, po czym spojrzał na swój zegarek,
unosząc brwi.
– To ja lecę. – Odchrząknął, odwracając się.
– Miłego dnia – usłyszał jeszcze za sobą, nim wyszedł.
* * *
Następnego poranka James zjawił się w drzwiach kwiaciarni,
trzymając w ręku szkicownik, a za uchem ołówek. Nie wiedział do końca, czemu to
robi, ale nie zastanawiał się też zbyt długo. Gdy dzwonek przy drzwiach obwieścił
przybycie klienta, Syriusz wyjrzał z małego zaplecza, unosząc brwi. Uśmiechnął
się lekko rozbawiony, widząc okularnika.
– Nie sądziłem, że zobaczę cię znowu tak szybko – powiedział,
podchodząc do lady i stawiając na niej czarną kawę. – Co mogę dla ciebie
zrobić?
Ramiona Jamesa dziwnie się spięły, ale chłopak nie miał
pojęcia czemu.
– Specjalizuję się we wzorach florystycznych – wyjaśnił,
otwierając szkicownik na pierwszej stronie i unosząc go na wysokość oczu
mężczyzny. – Zastanawiałem się, czy nie mógłbym czasem wpaść i porysować? Jeśli
nie byłby to kłopot.
Syriusz uniósł brwi i wpatrzył się w rysunek. Złapał bloczek
i zaczął przeglądać go z zainteresowaniem. James wsunął dłonie w kieszenie, bo
nie wiedział, co z nimi zrobić, i z ukosa obserwował minę ciemnowłosego, cicho
licząc na to, że jego prace zrobią na nim wrażenie. W końcu kwiaciarz uniósł
twarz i uśmiechnął się wesoło.
– Żaden problem. – Oddał szkicownik właścicielowi. – Tam pod
ścianą jest rozkładane krzesło. Śmiało – zachęcił go i podniósł kubek z kawą, upijając
łyk.
James przeszedł we wskazane miejsce i wyciągnął zza
drewnianych skrzynek krzesełko. Rozglądając się z zaciekawieniem, ustawił je
pod oknami.
– Dzięki.
– Nie ma problemu. Spodobały ci się lilie? Nietypowy wybór. –
Syriusz uśmiechnął się, przyglądając kwiatom.
– Dlaczego nietypowy? Kwiaty jak kwiaty. – Chłopak speszył
się nieco, przytykając ołówek do kartki i uparcie się w nią wpatrując. Syriusz
odpowiedział jedynie cichym chichotem, stłumionym przez kubek przyciśnięty do
ust. – Jakie ty byś wybrał w takim razie?
Okularnik uniósł na chwilę wzrok, zaraz jednak wracając do
rysowania lilii.
– Chyba mój wybór jest uwarunkowany czymś z goła innym niż
estetyką, ale… Lewkonie. Stanowczo.
James zerknął znów na mężczyznę, zastanawiając się przez
chwilę, czy nie ciągnąć tematu. Stwierdził jednak, że nie powinien być aż tak
wścibski. Przeniósł więc wzrok na lewkonie stojące tuż obok lady.
– Napijesz się kawy? – spytał po chwili Syriusz, uśmiechając
się miło, gdy chłopak otrząsnął się z zamyślenia.
James spojrzał na swoje zmarznięte dłonie i krótko skinął
głową, obserwując mężczyznę do momentu, w którym ten zniknął na zapleczu.
Poprawił okulary i wrócił do rysowania.
* * *
– I jak, młody? Skończyłeś już portfolio?
Białowłosy chłopak stanął nad Jamesem, zaglądając mu przez
ramię. Okularnik podskoczył z zaskoczenia i obejrzał się za siebie, uśmiechając
lekko do chłopaka. Pokiwał głową z entuzjazmem.
– Już prawie. Chcesz zerknąć? – spytał.
Zależało mu na uznaniu starszego kolegi. Przez pierwsze dwa
tygodnie bardzo się z Williamem polubili, ale Jamesowi zależało na jeszcze
większej zażyłości w ich relacji. W jego towarzystwie czuł się tak pewnie, że
bez trudu mógł wyobrazić sobie, jak razem wychodzą na chińszczyznę i upijają
się w barach podczas weekendów. To była chyba największa wada chłopaka, o
której dobrze zresztą wiedział – niecierpliwość. Zwykle szybko nakręcał się na
nowe rzeczy i rzucał na głęboką wodę.
William uśmiechnął się do niego miło i wziął podany mu
szkicownik. Przez chwilę przeglądał kartki z tym samym wyrazem twarzy. W końcu
zerknął na czekającego w napięciu Jamesa i wyciągnął rękę, by potargać sterczące
na wszystkie strony włosy.
– Widzę inspirację z naprzeciwka. – Wskazał palcem kwiaciarnie
po drugiej stronie ulicy. – Te mi się najbardziej podobają.
– To lewkonie. – James przełknął ślinę, bo nagle jego radość
przyćmił widok przystojnej twarzy Syriusza.
– Myślę, że pasowałyby mi. – Will złożył usta w dziubek,
przewracając szkicownik na boki i oglądając obrazek z każdej strony. – Nie ma
chwili do stracenia. Od jutra zajmiemy się przerysowywaniem twoich wzorów i
zrobimy katalog.
– Już? – Jeśli cokolwiek rozpraszało w tamtej chwili
okularnika, to w danym momencie odeszło w niepamięć, bo ten zerwał się na równe
nogi i uniósł ramiona. – Tak!
– No już, już. – Białowłosy zachichotał i uderzył chłopaka w
tył głowy kartkami. – Chodź na obiad. Zgłodniałem.
* * *
– Wziąłem dziś dla ciebie więcej lewkonii. – Syriusz wskazał
gestem na kwiaty, odkładając telefon na blat i wstając na widok Jamesa
wchodzącego do kwiaciarni.
– Te wyglądają trochę inaczej – zauważył od razu chłopak,
podchodząc bliżej.
– Zamówiłem różne kategorie. Daj znać, jeśli któreś
spodobają ci się bardziej. – Mężczyzna uśmiechnął się, obserwując uważnie
wyraźnie połechtanego chłopca. Od razu w oczy rzuciły mu się rozległe tatuaże,
widoczne teraz dzięki koszulce z krótkim rękawem i większym dekoltem.
Okularnik po chwili wyjął rozkładane krzesełko i ustawił je
obok lady, zafascynowany kwiatami. W kwiaciarni panowała cisza, która po chwili
stała się tak dotkliwa, że James uniósł wzrok znad szkicu, skołowany. Widząc,
że Syriusz się w niego wpatruje, przełknął ślinę i zamrugał kilkukrotnie.
– Mówiłeś coś?
– Nie. – Mężczyzna przekręcił gałkę niedużego starego radia
i uśmiechnął się, przymykając lekko powieki. – Opowiesz mi o swoich tatuażach? –
spytał, stukając palcem w blat w rytmie piosenki The Police.
– A co chcesz wiedzieć? – James odwzajemnił grymas, wracając
do rysowania. – Mam ich już trochę.
– Widzę. Bardzo dużo kwiatów. – Syriusz okrążył ladę i oparł
się o nią pośladkami, zwrócony w stronę tatuażysty. Uważnie przesunął wzrokiem
po ramionach chłopca, zaintrygowany. Okularnik zobaczył jego wzrok i lekko się
zawstydził. Po namyśle wstał, odkładając szkicownik na krzesło i podwinął wyżej
rękawy. Kwiaciarz podszedł bliżej z uśmiechem.
– Najbardziej jestem zadowolony z tego na mostku i klatce
piersiowej – zagaił po chwili ciszy James, podwijając koszulkę na plecach, by
pokazać wzór na łopatkach.
– Tak? Dlaczego? – Syriusz uważnie śledził wzrokiem ścieżkę
z tuszu na skórze chłopca.
– Wygląda super. – James zamarł, bo mężczyzna bezwstydnie
sięgnął do jego koszulki i podwinął ją aż po szyję okularnika, odsłaniając
wplątane w kwiaty białego bzu poroże. Po chwili, widząc figlarne ogniki w
spojrzeniu Syriusza, postarał się przywołać na usta beztroski uśmiech, łapiąc
się za kark.
– Czyli od dziś mogę nazywać cię Rogacz? – Kwiaciarz
zachichotał i obciągnął koszulkę chłopca, puszczając mu oczko.
– Jeśli chcesz.
– Przepraszam za brawurę, za bardzo się wkręciłem w
oglądanie tatuaży. – Mężczyzna uniósł dłonie, uśmiechając się z pokorą. James
szybko machnął ręką, śmiejąc się nerwowo.
– W porządku. Ja zawsze myślę o tym, że nie dałbym rady
objąć twojego uda rękami.
Czemu? Czemu to
powiedział?
Chłopak uniósł dłonie do ust, zasłaniając je. Poczuł ciepło
uderzające w jego twarz, które wywołało zawroty głowy. Syriusz uniósł brwi,
zaintrygowany. W kąciku jego ust majaczył uśmiech.
– Przepraszam, jestem taki głupi. Nie miałem nic złego na
myśli. Po prostu jesteś taki duży… O Chryste. – James zacisnął powieki,
uderzając się otwartą dłonią w czoło. Teraz to już nie pamiętał, kiedy czuł się
aż tak bardzo zażenowany.
Nagle chłopak poczuł na sobie dotyk Syriusza. Mężczyzna chwycił
nadgarstek chłopaka i złożył wnętrza ich dłoni. Okularnik uniósł nieśmiało
wzrok, wpatrując się w kwiaciarza niepewnie. Rąsia Jamesa była dość drobna, ale
jego długie, cienkie palce nadrabiały ogrom szorstkiej, niedźwiedziej łapy
bruneta.
– Bez przesady. Masz dość duże dłonie. I jesteś wyższy ode
mnie. Ale jeśli chcesz, możesz spróbować. Molestowanie za molestowanie, nie? – ton
głosu Syriusza był lekki jak zwykle, ale coś w nim było zupełnie inne, i James
od razu to wyczuł. Przez chwile wpatrywał się w ich złączone dłonie, aż w końcu
spuścił wzrok na dolne partie ciała mężczyzny.
– Molestowanie za molestowanie.
* * *
James właściwie nie pamiętał kiedy stwierdził, że rysowanie
Syriusza znacznie upiększa każdy jego projekt. Pewnego dnia po prostu zauważył,
że to co wykreśla jego dłoń nie jest już lewkonią tylko mocno zarysowaną
szczęką, i postanowił zaakceptować to jako fakt. Ostatecznie bajeczna twarz
mężczyzny albo jego szerokie plecy pięknie wpasowywały się w projekty i wkrótce
zwróciły uwagę wielu klientów studia. Sam William po paru miesiącach zażyczył
sobie, by James wykonał mu jeden z tatuaży na żebrach.
Nadszedł czas na egzaminy końcowe na uczelni i chłopak musiał
wreszcie zająć się czymś poza tatuowaniem. Pojawiał się w studiu jedynie dwa
razy w tygodniu i to tylko i wyłącznie w wyjątkowych sytuacjach, czyli na
życzenie stałych klientów albo kogoś, kto go zainteresował swoim zamówieniem.
Nie miał czasu wpadać do kwiaciarni, mimo że wieczorami myślał o tym, co u
Syriusza.
Zdał sobie sprawę z tego, że spędzał z mężczyzną więcej
czasu niż w samym studiu i że w jakiś sposób zżył się z nim. Dotarło też do
niego, że pomimo że bardzo go lubił za intrygujące wywody na temat starych
samochodów, kwiatów i egzotycznych krajów, nigdy nie pomyślał o wzięciu od
niego telefonu czy umówieniu się na mieście. Obecność kwiaciarza była tak
nienachalna i subtelna dla Jamesa, i tak mu spowszedniała, że poczuł dziwny
dyskomfort, nie widząc szarych oczu wpatrzonych w niego ze swoim filuternym
blaskiem.
Zresztą, chłopak coraz mniej już rozumiał z uczuć, które
towarzyszyły mu w pobliżu mężczyzny. Syriusz często go prowokował i się z nim
drażnił. Kiedy bez ostrzeżenia podwinął jego koszulkę, żeby zobaczyć wzór na
jego mostku, James mógłby przysiąc, że poczuł dziwną niezręczność sytuacji,
mimo że przecież nie było to nic takiego, to nie tak, że miał piersi albo
wstydził się tatuażu. Nie wspominając już o tym, że później miał jedyną i
zapewne niepowtarzalną okazję złapać w uścisku mięsiste uda mężczyzny. Coś
jednak sprawiało, że mimo iż chłopak najczęściej pozbywał się rumieńcy z
policzków dopiero po opuszczeniu kwiaciarni, obecność Syriusza działała na
niego kojąco.
W ostatnim tygodniu maja, kiedy wreszcie zdecydował się
odwiedzić mężczyznę, okazało się, że sklep jest zamknięty. Łapiąc się za kark,
James odwrócił się więc na pięcie, markotniejąc, i przemierzył ulicę, wchodząc
do studia tatuażu.
– Co to za mina, Jamie? – William uniósł wzrok znad
czasopisma i uśmiechnął się lekko. Chłopak odpowiedział mu wzruszeniem ramion. –
Nie wiedziałem, że dzisiaj wpadniesz. Ale dobrze się składa. Zaraz zamykam i
idę na ostatni dzień festiwalu. Może skoro już się pojawiłeś, dotrzymasz mi
towarzystwa, co?
– Tattoo fest? – Okularnik klasnął w dłonie. – Jeszcze
pytasz?
* * *
– Jesteś zaskakująco drobny jak na kogoś, kto tyle je – zauważył
Will, uśmiechając się półgębkiem znad swojego burgera. James wzruszył
ramionami.
– Jestem prawie twojego wzrostu. – Pokiwał palcem i chapsnął
ostatnią frytkę, maczając ją w majonezie.
– Jak ci się podobało na festiwalu?
– Było świetnie. Tak żałuję, że nie udało mi się być na
dwóch pierwszych dniach. – James westchnął i wytarł palce w serwetkę.
– Za rok będzie kolejny. A po drodze kilka innych ciekawych
festynów. Pod koniec lata jadę na większy zlot do Belgii. Jeśli miałbyś ochotę,
mógłbym cię zabrać.
– Często wyjeżdżasz na takie eventy?
– Coraz rzadziej. Odkąd zacząłem pracować, wszystkie wolne
dni spędzam w klubach albo na kanapie z bolącą głową. – Albinos zaśmiał się i
pociągnął ze słomki, mrużąc oczy.
– Po prostu nie znasz umiaru.
– Byliśmy razem zaledwie na trzech imprezach. – Will machnął
ręką.
– Czterech. I to mi w zupełności wystarczyło, by przekonać
się, że nie liczysz się z tym, jak ten cały alkohol odbije się na tobie na
drugi dzień. – James wpatrzył się w kolegę z sympatią, patrząc jak ten
przewraca oczyma.
– Ja będę się powoli zbierał. Wieczorem mam spotkanie z taką
jedną foczką z uczelni.
– Kolejną? – jęknął okularnik. – Zmieniasz dziewczyny jak
rękawiczki.
– Bez przesady. Wszystkie znają ryzyko. Poza tym, wiem, że
pewnie nie uwierzysz, ale niewiele osób chciałoby się ze mną związać na stałe –
zaśmiał się William i przeciągnął ze stęknięciem. Po chwili wstał, chwytając
tacę, i odszedł w kierunku koszy. James zastanawiał się, co albinos mógł mieć
na myśli, ale po chwili, przywołany gestem, podniósł się tylko i wyszedł za
kolegą z budynku.
Udali się w kierunku przystanku autobusowego na pobliskim
skrzyżowaniu.
– Czyli chciałeś wpaść do tej kwiaciarni naprzeciwko? – zagaił
William. James wyrwał się z zamyślenia i uśmiechnął lekko.
– Przesiedziałem tam całą wiosnę, a facet nawet nie dał mi
swojego numeru.
– To duże poświęcenie, myślę, że możecie sobie odpuścić
pierwszą randkę i od razu przejść do sedna. – Albinos zachichotał, ruszając
brwiami.
– Zabawne. Po prostu jestem mu wdzięczny za to, że nie
wywalił mnie na zbity pysk. Poza tym go lubię. – James uśmiechnął się,
przymykając oczy, i wpatrzył się w czubki swoich butów.
– Uważaj.
– Na co takiego? – Chłopak uniósł wzrok, poprawiając
okulary.
– Wyglądasz, jakbyś miał się zakochać. – William trącił swój
nos palcem wskazującym i wystawił język. Niższy chłopak przystanął, unosząc
brwi.
– Nie jestem gejem – obwieścił stanowczo.
– Nie powiedziałem tego.
– Ale zasugerowałeś…
– Zasugerowałem, że podoba ci się facet, którego rysujesz z
uporem maniaka w co drugim wzorze. I każdy, kto przygląda się tej sytuacji z
boku, pewnie powiedziałby ci to samo.
– To niedorzeczne. – Mimo że James naprawdę się starał, to
sformułowanie ledwo przeszło mu przez gardło, bo przed jego oczami pojawił się
uśmiechnięty półgębkiem Syriusz i jego stalowe oczy, a palce przypomniały sobie
ciepło jego szorstkiej dłoni.
– Skoro tak myślisz. – William wzruszył ramionami, sięgając
do kieszeni po dzwoniący telefon. Odebrał, pozostawiając okularnika z chmurą
grzmiących myśli.
Przecież to nie tak, że Syriusz się mu podobał. Nie czuł do
niego tego, co do niektórych dziewczyn na uczelni, które były tak śliczne, że
pod chłopakiem czasem miękły kolana. Z kwiaciarzem czuł się z goła inaczej. Lubił
go, to jasne, ale nigdy nie myślał o swojej sympatii w jakkolwiek romantyczny
sposób.
Nagle zauważył ruch ze swojej prawej strony. Ktoś wyszedł z
siedziby giełdy, otwierając drzwi z rozmachem. James przystanął, by nie zderzyć
się z mężczyzną w skórzanej kurtce i ciemnych dżinsach, gdy ten parł naprzód,
wściekły i zamyślony. Nagle niespodziewane olśnienie spadło na głowę chłopaka,
kiedy oglądał, jak mężczyzna wsiada na motor i odgarnia ciemne włosy z twarzy.
– Syriusz? – spytał, nie mogąc się ruszyć. Twarz kwiaciarza
uniosła się, kiedy spojrzał na okularnika rozdrażniony. Jego mimika złagodniała
niemal natychmiast.
– Rogaty! Wybacz, nie zauważyłem cię.
– Nie szkodzi. – James przechylił lekko głowę, zaskoczony.
Kwiaciarz wyglądał zupełnie inaczej. Miał na sobie białą koszulkę, kurtkę z
ćwiekami i podarte spodnie. Przez chwilę chłopak nie mógł odwrócić wzroku od
przedramion mężczyzny, na których widać było czerwono-czarny tatuaż znikający
pod podwiniętymi rękawami kurtki.
– Dawno się nie widzieliśmy – zauważył Syriusz, po czym
zerknął na zaintrygowanego Williama, który przystanął dwa kroki od nich, wciąż
starając się dokończyć rozmowę telefoniczną.
– Miałem egzaminy na uczelni. – James nie mógł się pozbyć z
tonu podziwu i zaskoczenia, które spowodowane były nietypowym wyglądem
mężczyzny.
– Tak? – Kwiaciarz odwrócił twarz, rozglądając się w
roztargnieniu. – Jak ci poszło?
– W porządku. Tak mi się wydaje. – Okularnik schował dłonie
za sobą, ściskając je tak, że aż pobielały mu kłykcie. – Spieszysz się gdzieś?
– Niestety – westchnął mężczyzna i wreszcie spojrzał chłopcu
prosto w oczy. Zaraz na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. – Do zobaczenia
niebawem.
– Brzmi dobrze – zgodził się nieprzytomnie okularnik. W
ciszy obserwował, jak Syriusz uruchamia maszynę i odjeżdża w stronę pobliskich
świateł.
O nie. Czy właśnie
zmiękły mu kolana?
* * *
– Hej, Rogaty, co u ciebie?
James zatrzymał się w drzwiach. Do tej pory mógł udawać, że
osoba, którą spotkał na ulicy parę dni temu, wcale nie była Syriuszem. Planował
wrócić do kwiaciarni i zastać za ladą dobrze znanego mu mężczyznę w swetrze,
pachnącego kawą, a nie skórzaną kurtką. Jakie było więc jego zaskoczenie, gdy
historia z tamtego feralnego dnia powtórzyła się, a z zaplecza wyjrzał zupełnie
nieznany mu dotąd Syriusz w czarnym podkoszulku i dżinsach. Oczy Jamesa
otworzyły się szerzej na widok całkowicie wytatuowanych ramion kwiaciarza.
– My się znamy? – spytał w końcu, łapiąc się za kark.
Mężczyzna uniósł brew i uśmiechnął się rozbrajająco, przysiadając na stołku za
ladą i opierając się wygodnie o ścianę z kubkiem czarnej kawy w ręce. – Motocykle
i tatuaże? – chłopak wydał się być rozdrażniony.
– Jest trochę za ciepło na swetry nie uważasz? – spytał
mężczyzna. – Chciałem zobaczyć twoją minę, jak się dowiesz.
– Co z twoim autem? – James uniósł kciuk, wskazując nim za
siebie. Przy krawężniku zaparkowany był jedynie motocykl.
– Nie było moje, tylko znajomego. Tak samo jak swetry, swoją
drogą. – Mężczyzna zasłonił usta dłonią, wyraźnie rozbawiony.
– Co to za mistyfikacja? Po co? – Okularnik rozłożył ręce,
coraz bardziej zirytowany.
– Sam nie wiem. Stwierdziłem, że to będzie śmieszne. Oj, daj
spokój, przecież nie zrobiłem nic złego. – Syriusz wstał, widząc minę chłopaka,
i podszedł do niego. James zacisnął dłonie w pięści i odwrócił twarz.
Czemu był taki zły?
– Nie wiem, myślałem po prostu, że jesteśmy przyjaciółmi,
ale chyba zupełnie cię nie znam. – westchnął, machając dłonią. – Nieważne,
właśnie przypomniałem sobie, że muszę coś zrobić.
– Hej, Rogaty, daj spokój. – James poczuł uścisk dłoni
Syriusza na swoim nadgarstku, ale zmusił się, by odwrócić się na pięcie i
wyszarpnąć rękę, wychodząc z kwiaciarni.
* * *
James wstydził się spotkać z mężczyzną. Wiedział, że
zachował się impulsywnie i nawet, gdyby bardzo chciał, nie umiałby do końca
wytłumaczyć Syriuszowi, dlaczego jego mały żart tak go wkurzył. Chciał iść i
przeprosić, ale z drugiej strony bał się. Bał się, bo uczucie, które przez
ostatnie miesiące powoli skradało się do niego od tyłu, teraz stało się
namacalne i towarzyszyło mu od rana do wieczora. Chłopak mógł przysiąc, że
nawet zasypiając w swoim łóżku w środku nocy, czuł dreszcze na ramionach,
znikające tak szybko, jak się pojawiały.
Na początku czerwca siedział jak zwykle na kanapie w studiu,
czekając na klienta, i wyłamując swoje palce z nerwów. Ostatnio nie mógł pozbyć
się tego nawyku, mimo że William wielokrotnie go za to ganił. Teraz też
postawił przed okularnikiem kubek z wodą.
– Masz. Zajmij czymś chociaż ręce, bo nie mogę już na to
patrzeć.
– Dzięki. – James odwrócił twarz, przysysając się niemal od
razu do kubka.
– Czy możesz zrobić mi wielką przysługę i się z nim wreszcie
pogodzić? – Albinos przysiadł na kanapie obok kolegi i szturchnął go lekko w
ramię. Odrobina wody spłynęła na koszulkę okularnika.
– Nie jesteśmy wcale pokłóceni. Po prostu nie potrzebuję
ostatnio inspiracji, więc nie chodzę do kwiaciarni. Tyle. – Chłopak odstawił
kubek na stolik i przesunął dłonią wzdłuż mokrego śladu.
– Jesteś najgorszym kłamcą na świecie. – William ukrył twarz
w dłoniach.
– Nie kłamię – oburzył się James, oblizując wargi i
marszcząc brwi. Albinos uniósł brew.
– To i tak już teraz nieważne.
– Co masz na myśli? – Chłopak prychnął, spuszczając wzrok i
walcząc z tym, by na nowo nie zacząć bawić się swoimi dłońmi. Nim William
odpowiedział, w drzwiach pojawił się klient. Chłopak wstał i podszedł do
mężczyzny, uśmiechając się pod nosem.
– Black? Jamie nie mógł się doczekać.
– Ja też.
James uniósł twarz, przestraszony, bo dobrze znał ten
spokojny, niski głos. W wejściu stał Syriusz, unosząc dłoń w powitalnym geście.
Okularnik zacisnął wargi i zmierzył Williama wzrokiem, domyślając się, że
chłopak to zaplanował. Wstał i złapał się za kark.
– Przyszedłeś pogadać? – spytał, unikając wzroku kwiaciarza.
– Też. Ale to raczej przy okazji. – Mężczyzna sięgnął do
albumów rozłożonych na stole i szybko znalazł jeden ze wzorów. – Już wcześniej
go wybrałem. – Uśmiechnął się czarująco, pozostawiając Jamesa zupełnie
skołowanym.
– Czyli… Chcesz tatuaż? – Chłopak zamrugał, krzywiąc się
sceptycznie.
– Czemu inaczej bym tu przyszedł? – Syriusz uniósł brwi i
przez chwilę trzymał tatuażystę w pułapce swojego spojrzenia.
– Na łopatce, dobrze pamiętam? – spytał James, przełykając
ślinę. Kwiaciarz uśmiechnął się pod nosem i skinął głową. – Chodź.
Chłopak poprowadził mężczyznę w głąb salonu, do osobnego
pomieszczenia z widokiem na główną ulicę. Wskazał na czerwono-złote siedzisko i
wziął z biurka dużą linijkę. Odwrócił się, odważając się zerknąć w szare oczy. Syriusz
uniósł dłonie w obronnym geście.
– Pamiętam jeszcze zabawy linijką z podstawówki. Chyba
spasuję.
– Nie wygłupiaj się. – James złapał się za kark i stanął za
mężczyzną. – Ściągnij koszulkę – poprosił, czując, jak zasycha mu w gardle.
Kwiaciarz bez zwłoki rozebrał się od pasa w górę i, rozciągając gumkę na swoim
nadgarstku zębami, nałożył ją na palce i związał włosy.
Wyższy chłopak poprawił okulary na nosie, śledząc wzrokiem
tatuaże na plecach i ramionach mężczyzny. Wyrywany z zamyślenia cichym
westchnieniem Syriusza, przyłożył linijkę do niezakrytej tuszem plamy na jego
łopatce, mierząc ją uważnie.
– Trochę mnie zdziwiłeś – zagaił, przechodząc do biurka.
– Dlaczego? Twoje projekty są świetne. Poza tym… Muszę
przyznać, że mi schlebiłeś całym swoim albumem. No i ta jego nazwa.
Dłoń Jamesa zacisnęła się na myszy komputerowej, a on sam
tępo wpatrzył się w kursor, czując znajome zażenowanie i niepewność.
– Rogate lewkonie?
Brzmi zajebiście.
Gdy chłopak się odwrócił, Syriusz uśmiechnął się do niego
uprzejmie, przechylając głowę na bok, i James nie mógł nie oddać tego grymasu.
Nagle całe zdenerwowanie zniknęło.
– Dzięki. Za inspirację.
– Daj spokój. Jeśli nie lewkonie, na pewno znalazłbyś sobie
inny przedmiot fascynacji i doszedł tak samo wysoko.
– Wysoko? – Okularnik zaśmiał się krótko, oglądając na
kwiaciarza z ciekawością.
– Słyszałem od twojego kolegi, że masz coraz więcej
klientów. Ile masz lat? Dwadzieścia?
– Dwadzieścia jeden – poprawił go chłopak.
– Właśnie. Może jeszcze brakuje ci doświadczenia, ale myślę,
że za dziesięć lat nawet Lady Gaga pozwoli ci wytatuować coś na swoich
pośladkach. – Syriusz wydał się bardzo zadowolony tym, że udało mu się
rozśmieszyć Jamesa. – Przepraszam za to, że się przeze mnie wściekłeś.
– To ja przepraszam. Sam już nie wiem, o co mi chodziło. – Tatuażysta
złapał się za kark.
– Więc zgoda, tak? – Mężczyzna uśmiechnął się, wspierając z
tyłu na siedzisku. Chłopak poprawił okulary na nosie i skinął głową. – Świetnie.
Więc co ty na to, żebyś dał mi swój numer? Oczywiście ze względu na tatuaż.
Jakbym miał jakieś pytania.
* * *
– Tym razem to ty mnie unikasz? – James stał oparty o
barierkę balkonową w mieszkaniu, paląc swoje waniliowe papierosy, których
bardzo wstydził się w towarzystwie.
Odkąd on i Syriusz wymienili się numerami telefonów,
zajmowali linię od momentu porannych problemów z wstaniem aż po rozmowy do
późnych godzin nocnych, podczas których poruszali najróżniejsze tematy
filozoficzne. Ostatniej nocy nawet Syriusz spytał, czy gołębie odczuwają jakieś
głębsze emocje, i James nie mógł przestać się śmiać przez kolejne dwie minuty.
A śmiał się do tego stopnia, że drugi mężczyzna bał się, że dzieciak się udusi.
– Wróciłeś już ze studia? – głos Syriusza był trochę mniej
entuzjastyczny niż zwykle i to tylko potwierdziło przypuszczenia okularnika, że
coś jest nie tak. Chwilę zwlekał z odpowiedzią, zamyślony.
– Tak. Chciałem wpaść do ciebie zobaczyć, jak tam tatuaż. Ale
zobaczyłem kartkę, mówiącą o urlopie. Nic nie wspominałeś.
Syriusz prychnął, dobrze znanym Jamesowi nawykiem, ale
wyjątkowo w jego głosie nie było uśmiechu:
– Ostatnio mam straszny bajzel w życiu prywatnym – przyznał
spokojnie mężczyzna, a chłopcu przed oczami stanęła jego zmartwiona twarz i
dłoń, którą pocierał swoją skroń.
– Coś bardzo poważnego? – odważył się spytać. Na linii
zapadła cisza.
– Rodzice planują mnie wydziedziczyć – odezwał się w końcu
kwiaciarz.
– Wydziedziczyć? Nie wspominałeś o tym, że jesteś dziany.
– Myślisz, że z pensji sprzedawcy kwiatów da się kupić
motocykl jak mój? – sarkazm w głosie Syriusza był namacalny, ale James był
przekonany, że mężczyzna uśmiecha się półgębkiem.
– Znajdziesz chwilę, żeby pójść na kawę albo cokolwiek? – spytał
znienacka chłopak, gasząc papierosa w popielniczce.
– Czemu nie? Jutro spotykam się ze znajomymi w barze. Może
wpadniesz?
* * *
James miał tremę. To nie przez to, że pierwszy raz miał
okazję wyjść gdzieś z Syriuszem. Bardziej denerwował się faktem, że pozna
przyjaciół mężczyzny, którzy byli, pewnie tak jak sam kwiaciarz, starsi. Do
tego miejsce, w którym się umówili było znanym barem dla motocyklistów i James
nie wiedział, czy pasuje mu tego typu towarzystwo. Nie mógł jednak przegapić
takiej okazji. Dopilnował natomiast by nieco się spóźnić w nadziei, że nie
będzie musiał czekać jak frajer w umówionym miejscu.
W barze nie było tłoku. Pomieszczenie było przytulne i na
szczęście klimatyzowane. Co prawda mieli dopiero czerwiec, ale dni robiły się
coraz cieplejsze. Wchodząc do pomieszczenia James od razu zauważył Syriusza i
jego przyjaciół. Mężczyzna pomachał mu z bladym uśmiechem. Towarzyszyli mu dwaj
blondyni, ale na tym wszelkie podobieństwa się kończyły. Jeden z nich wyglądał
podobnie do Syriusza, bo miał na sobie skórzaną kurtkę i dżinsy, ale wzrostem
nie dorównywał nikomu z towarzystwa. Drugi z kolei nosił sweter, w którym,
James mógł przysiąc, paradował kiedyś Syriusz.
– Rogaty, jesteś. Poznaj moich przyjaciół: Petera i Remusa –
przedstawił obecnych mężczyzna i zaprosił okularnika gestem na miejsce obok
siebie. – To James.
Koledzy ciemnowłosego skinęli głowami i odwrócili zmartwione
twarze w jego stronę. Chłopak miał rację – wszyscy trzej byli starsi od niego.
Czuł się nieco przytłoczony, bo o ile, jak Peter wyglądał na całkiem
sympatycznego kolesia, o tyle Remus pokryty był wyblakłymi bliznami, a jego
oczy błyskały dziko spod długich rzęs.
– Czyli nie możesz nic na to poradzić? – spytał wyższy
blondyn i skrzywił się, niezadowolony.
– Co miałbym zrobić, Lu? Szczerze, to nawet nie przeszkadza
mi, żeby Regulus wszystko odziedziczył. Bardziej wkurzają mnie te pomówienia
matki, przez które mój własny brat nie chce nawet otworzyć do mnie gęby. – Syriusz
spojrzał w kufel piwa, markotniejąc. James siedział cicho, domyślając się
jedynie, że chodzi o sprawę wydziedziczenia. – Nieważne. Nie będziemy upijać
się na smutno, panowie. Co u ciebie, Rogaty?
– Normalka. – Chłopak uśmiechnął się lekko, opierając twarz
na dłoni.
– Nareszcie udało nam się poznać sławnego Jamesa. Widziałem
tatuaż Syriusza. Spisałeś się, młody. – Remus nagle przeobraził się kompletnie,
przywdziewając na twarz łagodny uśmiech. Jego oczy błyszczały teraz ciepło, a
głowa przechylona była na bok.
– Dzięki, ale dopiero zaczynam.
– Poczekam jeszcze parę miesięcy i może sam cię odwiedzę.
Mam parę blizn, które z chęcią bym zakrył. – Widząc ciekawość w oczach chłopca,
Remus kontynuował: – Mam strasznego pecha. Pięć lat temu byłem ofiarą w wypadku
karambolu. Żeby było zabawniej, po roku niemal straciłem obie nogi, kiedy
pijany fajdus wjechał w mojego garbusa. Historia lubi się powtarzać, nie?
Jego głos ociekał goryczą, ale twarz wciąż była łagodna, i
James nie mógł odwrócić od niej wzroku. Było coś bardzo czarującego w
blondynie, jego aura, która na początku przestraszyła okularnika, teraz wydała
się czymś przyciągać go jak magnez.
– Przykro mi.
– Nie przejmuj się. Powiedziałem to od razu, bo nie
chciałem, żebyś cały wieczór wgapiał się we mnie jak w typa spod ciemnej
gwiazdy.
– Wszyscy wiemy, że to ja jestem tym typem. – Syriusz
uśmiechnął się, wymierzając kciukiem w swoją pierś. Remus przewrócił oczami,
ale nie potrafił nie odwzajemnić grymasu. – Czego się napijesz? – spytał
Jamesa, podnosząc się.
– Wystarczy piwo.
* * *
W końcu nie pili tylko piwa, a do domu zebrali się dopiero
około trzeciej nad ranem, zataczając się od krawężnika do krawężnika. Na
szczęście Remus, który był najbardziej trzeźwy z nich wszystkich, wybrał
spokojną okolicę, na której ryzyko rozjechania przez samochód było znikome. Najpierw
odprowadzili do domu Petera. Szybko okazało się, że skutkiem ubocznym
trzeźwienia Syriusza było przysypianie niemal na stojąco, więc wkrótce James i
Remus musieli podtrzymywać mężczyznę, przebierającego nogami z niechęcią.
– Przepraszam za kłopot, James. – Remus uśmiechnął się miło.
Z jego oczu zionęło zmęczenie. Okularnik pokręcił głową.
– Nie szkodzi. Świetnie się dziś bawiłem. Nie sądziłem, że
kiedykolwiek zastanę go w takim stanie – zachichotał chłopak, wpatrując się w
bladą twarzy Syriusza.
– Ostatnio jest ciągle zmartwiony. Cieszę się, że udało mu
się wyluzować. – Remus przymknął oczy, poprawiając ramię ciemnowłosego na
swojej szyi. – Dobrze, że cię poznał.
– Co masz na myśli? – James spuścił wzrok, bo nieco
zirytowało go ciepło, które wślizgnęło się na jego policzki.
– Od ukończenia uczelni Syriusz ciągle obracał się w tym
samym towarzystwie. Czasem miałem wrażenie, że zaczyna wariować. Odkąd z tobą
gada, trochę mu się poprawiło.
– Dobrze, że mogłem pomóc. – James prychnął nieco
rozbawiony.
Obaj wnieśli ledwo przytomnego mężczyznę do kamienicy. Nagle
Remus przystanął. Okularnik spojrzał na niego zdziwiony, i podążył wzrokiem za
jego. Na schodach stał zatrzymany w pół kroku chłopak z długimi, czarnymi
włosami. Jego twarz była gładka, a kości policzkowe spiczaste, zupełnie jak u
Syriusza.
– Regulus? – Remusowi najwyraźniej udało się wyjść z szoku
na tyle, by się odezwać. – Co tu robisz o tej porze?
– Chciałem wyjaśnić parę spraw z moim bratem, ale z tego co
widzę. znowu zamienił się w zachlaną do nieprzytomności świnię.
– Nie mów tak… – poprosił blondyn ze smutkiem na końcu
języka. Brat Syriusza prychnął zdegustowany.
– Regi. – Syriusz podniósł nieprzytomne spojrzenie. Na widok
Regulusa przejrzał na oczy i chwycił go za koszulę, uwieszając się na jego
szyi. – Regulus, co tu robisz?
– Powinieneś iść. Załatwię to. – Remus położył dłoń na
ramieniu skołowanego Jamesa. Chłopak wcale nie chciał wychodzić, ale w końcu
zdał sobie sprawę z tego, że pewnie blondyn ma rację. Wycofał się więc powoli,
patrząc na szamocących się braci. Wychodząc za ogrodzenie, usłyszał jeszcze
podniesione głosy.
* * *
Tak jak przypuszczał James, następnego ranka Syriusz nie
odbierał od niego telefonu. W końcu nie oddzwonił przez cały dzień. A właściwie
przez kolejne trzy dni i chłopak wrócił do nieprzyjemnego nawyku wyłamywania
swoich palców. Widząc to, William od razu wiedział, o co chodzi.
– Żartujesz sobie? O co tym razem się pożarliście? – Albinos
zawisł na ramieniu chłopaka i nie pozwolił się odepchnąć, zaciskając uścisk na
jego szyi.
– O nic! Chryste, Will, jesteś strasznie ciężki. – Jamesowi
wreszcie udało się odepchnąć kolegę. – Nie wiem, co się dzieje. Nie odbiera
moich telefonów.
– Co zrobiłeś? – Białowłosy uniósł brew, splatając ręce na
klatce piersiowej.
– Nic, słowo. Po prostu… – Brunet westchnął i opadł na
kanapę. – Ostatnio podobno ma problemy rodzinne. Ostatnim razem widziałem go,
jak kłócił się z młodszym bratem.
– Ale drama – jęknął Will z niechęcią i spojrzał na
przyjaciela z powątpieniem. – Nie może unikać cię całe życie. Znaczy, może, ale
spójrzmy prawdzie w oczy, nie zrobi tego. Zostaw te paluchy. – Chłopak uderzył
Jamesa w dłoń.
Obaj odwrócili się zaciekawieni, słysząc pomruk silnika
motocyklowego. Okularnik zerwał się na równe nogi i podskoczył do okna,
przytykając ręce do szyby. Po drugiej stronie ulicy zatrzymał się Syriusz. Wyglądał
na bardzo zmęczonego, ale sprawnie zsiadł z maszyny i otworzył drzwi
kwiaciarni, zrywając kartkę z wejścia. James przez chwilę wpatrywał się w
przyciemnione wnętrze kwiaciarni.
– Mogę spytać, na co czekasz? – William stanął obok niego,
wsuwając dłonie w kieszenie. – Dać ci kopa na rozpęd?
Chłopak poprawił okulary i przygryzł swój policzek od
środka, zamyślony. W końcu westchnął i opuścił studio. Nim wszedł na jezdnię,
obejrzał się jeszcze na kolegę, który uniósł dwa kciuki w geście aprobacji.
James jęknął i, rozglądając się, przekroczył ulicę. Wziął dwa głębokie oddechy
nim wkroczył do wnętrza małego sklepu z kwiatami.
Syriusz stał przy ladzie, wsparty o nią jedną dłonią. Drugą
przyciskał do swojej skroni. Oczy miał zaciśnięte, a usta wykrzywione w grymasie
bólu. Nagle zrobiło się bardzo niezręcznie i tatuażysta zastanawiał się, czy
nie zawrócić. Zamiast tego jednak odchrząknął i zbliżył się na odległość metra.
– Syriusz, wszystko w porządku? – spytał, walcząc z
zawstydzeniem.
Mężczyzna nagle uniósł na niego wzrok, przez chwilę
wyglądając, jakby go nie poznawał. To, co stało się później, wydarzyło się może
w przeciągu dwóch sekund. Kwiaciarz postąpił dwa kroki w kierunku Jamesa i
złapał jego twarz w dłonie, przytykając swoje usta do jego.
Okularnik zamarł, wpatrzony szeroko otwartymi oczami w
ciemnowłosego. Był pewien, że jego policzki i uszy są całe czerwone. Przez
głowę przeszła mu myśl o tym, jak bardzo delikatne są usta kwiaciarza w
porównaniu z jego dłońmi. Syriusz nagle przerwał krótki pocałunek, zaciskając
delikatnie palce na szczęce chłopca.
– Już nie mam siły na te nasze gierki. Lubię cię, okej? – wypalił
mężczyzna, wpatrzony w Jamesa wyczekująco. Ten jednak długo nic nie mówił, nie
mogąc wyjść z zaskoczenia dziwnym uczuciem, rozprzestrzeniającym się pod jego
skórą. W końcu zmusił się do skinięcia głową.
– Okej – odpowiedział, przełykając ślinę.
Kwiaciarz chyba spodziewał się bardziej rozbudowanej
odpowiedzi, bo zmarszczył brwi. Okularnik długo myślał, co mógłby jeszcze
powiedzieć. Nie był do końca pewny, co czuł, więc jego głowa była bliska
eksplodowania z ilości niekoniecznie powiązanych ze sobą myśli.
Wzdychając, James zamknął oczy i pochylił się, wpijając w
wargi mężczyzny.
Nie mógł przecież pozwolić, żeby ich pierwszy pocałunek był
zupełną katastrofą.
Najbardziej urocza miniaturka jaką czytałam.
OdpowiedzUsuńKiedyś uznawałam się za miestrzynię fluffu. Mogę pisać o gejach jedzących razem tosty na śniadanie przez milion stron. ;)
UsuńPozdrawiam,
M.P.
Tak pięknie szybko pojawiają się miniaturki do czytania na swieta. <3
OdpowiedzUsuń(Nie pamietam nicka)
A, i PS Od razu wiedziałam, że to sweter Remusa. <3
UsuńNo i patrz: wykrakałaś! Band au się trochę przeciągnęło, za co będę przepraszać do końca życia.
UsuńTo dobrze, że wiedziałaś o swetrze Remusa. Ja się o nim dowiedziałam dopiero w trakcie pisania dialogu po przemianie Syriusza xD
Pozdrawiam,
M.P.
Miniaturka cudowna! Bardzo podoba mi się Twój styl pisania i to, co wyrabiasz z bohaterami. Zdaje się, że nawet wolę Huncwotów w normalnym niemagicznym świecie niż w magicznym (albo w magicznym, ale bez Voldemorta hihi xd).
OdpowiedzUsuńJames jest przeuroczy! Wydaje się strasznie niewinny, słodki, kochany; kto by go nie chciał? To miła odmiana od tego Jamesa-aroganta z HP, o wiele bardziej mi się to podoba. Zwłaszcza, że tutaj ma jeszcze talent do rysowania. Kupuję to!
Co prawda, nigdy nie potrafiłam przeczytać niczego parze Syriusz/James. Tak, wiem, że Syriusz kochał Jamesa bardzobardzo i nie lubił się dzielić z Lily, ale to była prawdziwa miłość braterska, dlatego nigdy nie potrafiłam tego przeskoczyć, by przeczytać o nich, jak o kochankach. Wyobraź więc sobie moje zdziwienie, kiedy przeczytałam Rogate Lewkonie i naprawdę mi się spodobało! Może to dlatego, że w tej miniaturce wcześniej się nie znali, ale wydaje mi się, że to też Twój styl pisania - kiedy Ty o nich piszesz, to ich uczucie wydaje się bardzo naturalne i człowiek od razu zaczyna się zastanawiać, czemu wcześniej o tym nie pomyślał.
Bardzo podoba mi się, że w Twoich miniaturkach można znaleźć coś charakterystycznego dla Huncwotów podanego w kanonie HP. Tutaj rogi w tatuażu i podejście Jamesa: "Nie mogę? Nie powinienem? To patrz." To jest takie Jamesowe, że bardziej się już nie da <3
Też ten wybór lilii przez Jamesa mnie zastanawia. Czy to coś znaczy? Jakaś stara miłość, najbliższa przyjaciółka, czy coś więcej? A jeśli jesteśmy już w temacie kwiatów, to Syriusz powiedział, że jego wybór jest podyktowany zgoła czymś innym. Tzn czym? Skąd lewkonie?
Muszę się też przyczepić do paru rzeczy. Raz, to te złe znaki na ziemi i na niebie. Napisałaś, że James od początku wiedział, że tego dnia przyjdzie coś nowego i wielkiego. Dlaczego więc złe znaki, skoro z dalszej opowieści wiemy, że było tylko lepiej?
Dwa, zakończenie. Jestem usatysfakcjonowana (jak z każdego happy endu xd), ale też trochę moja ciekawość jest niezaspokojona. Czytając Twoje miniaturki, odniosłam wrażenie, że kończysz w takich, hmm jakby to ująć... niepewnych momentach. Mam na myśli, że najważniejszy wątek historii jest zakończony - pary są razem, tudzież Syriusz i James, jest buziak i coś fajnego się zaczyna. Ale co z problemami rodzinnymi Syriusza? Nie mówię, że trzeba tu było się rozwodzić o co chodzi i pisać nie wiadomo ile, aż uda mu się dojść z rodzicami do ładu, ale chociaż tyle, żeby wyjaśnić dlaczego Black unikał Jamesa. Chciałabym wiedzieć, czy jest takim draniem, że olewa Pottera, kiedy mu pasuje, czy po prostu nie ufa mu na tyle, by wszystko opowiadać. Ale nawet jeśli, wtedy nie powinien go unikać, mógłby napisać do niego choćby słowo. Dlatego uważam, że zakończenie byłoby lepsze, gdyby umieścić chociaż zdanie wyjaśnienia na ten temat.
To oczywiście tylko moje zdanie, ale być może weźmiesz je pod uwagę. :p
No i trzy, sprawa z mistyfikacją. Pierwszy dzień pracy i James spotyka Syriusza z garbusem i w swetrze. Ok, każdego kolejnego dnia Syriusz ubierał się i woził w ten sposób, by James go bardzo polubił, czy co tam. W porządku. Ale skąd wiedział, żeby to zrobić już pierwszego dnia, skoro wtedy się jeszcze nie poznali? A może wiedział, że James będzie tam pracował? Albo to zwykły przypadek, bo zrobił sobie dzień zabawy w Remusa? xD
I cztery - błędy. Beta wszystko załatwi, a wyłapałam tylko trzy:
"I jak młody?" - przecinek przed młody, bo mówi do niego, a nie o nim.
"Czy właśnie zmiękły mu kolana?" - 'mi', nie 'mu'. Jest napisane kursywą, więc wnioskuję, że to myśl Jamesa. Mówi o sobie, dlatego 'mi'.
Gdzieś jeszcze miał być przecinek, zamiast kropki, ale zgubiłam. xD
To chyba tyle, jeszcze raz gratuluję udanej miniaturki i pozdrawiam. :D
Ania
Tak, ja też bardzo lubię huncwotów w au. Głównie dlatego, że nie muszę uśmiercać ich w tak młodym wieku i przepełniać ich życia goryczą. Acha, tak właśnie myślę.
UsuńBardzo cieszę się, że spodobał ci się mój James. Ja ogólnie nawet w WG zrobiłam z niego słodką bułeczkę, chociaż wiedziałam, że pewnie części fandomu się to nie spodoba. Ostatecznie ta kreacja bardzo odbiega od kanonicznego Jamesa. Podobno.
Twoje zdanie, że polubiłaś w tej miniaturce parę Syriusz/James głównie dlatego, że wcześniej się nie znali, sprawia, że mam ochotę przyjąć to jako wyzwanie i wysmarować romans między nimi pomimo tego, że byli np. przyjaciółmi z dzieciństwa (swoją drogą, to jeden z moich ukochanych motywów na romanse).
Lilie zostały tutaj przytoczone głównie dla samego nawiązania. W tej rzeczywistości James w ogóle nie poznał jeszcze Lily. Lewkonie to już zupełnie moja fanaberia. Uwaga, oto powód: lew-konia –> lew–> gwiazda w gwiazdozbiorze lwa –> Regulus. Ot cała historia. Wiem, że trochę wydumane. Z drugiej strony od zawsze mam słabość do nieszczęśliwej, utajonej, braterskiej miłości Blacków.
Złe znaki oznaczały głównie zupełne przewrócenie życia Jamesa do góry nogami. Ostatecznie pod koniec mamy do czynienia z odkryciem orientacji Jamesa na nowo. Efekt nie jest zły. Bardziej chodziło mi o to, że zmiany często budzą niepokój.
Syriusz nie unikał Jamesa wcale. Raczej był zajęty sprawami rodzinnymi. Ostatecznie przez większość, a może nawet całą miniaturkę, James jest dla Syriusza chłopakiem z salonu tatuażu, który owszem jest słodki, ale czy Syriusz ma w danym momencie czas na romanse, kiedy jego życie rodzinne się wali? Poza tym Syriusz to dobry facet i nie chce obciążać małolata swoimi problemami rodzinnymi. To by było zupełnie nie fair.
Otóż, moja droga, Syriusz nie do końca planował mistyfikację. Powód tego całego zamieszania ze swetrami i garbusem jest prosty: rodzice Syriusza wywalili go z domu, a raczej tak go wkurzyli, że sam wyszedł. Nie zabrał żadnych swoich rzeczy, oprócz może tego co miał na sobie i motocyklu, i ostatecznie został przygarnięty przez Remusa przynajmniej do momentu, kiedy nie uda mu się wyjaśnić sprawy z rodziną i może też zarobić na własne lokum w kwiaciarni wuja. Ostatecznie oczywiście Syriusz stwierdził, że zabawnie będzie zobaczyć minę Jamesa, ale nie planował tego wszystkiego.
Dzięki za poprawienie błędów. Co do rzekomych myśli Jamesa niestety się nie zgodzę, bo mimo kursywy nie zrezygnowałam z mojej trzecioosobowej narracji. Ale może masz rację, pogadam akurat o tym z betą.
Dzięki za komentarz,
M.P.