– Za mną, panie Black. Tylko proszę grzecznie.
To był właśnie on – facet, który
od paru miesięcy kręcił się wokół dziewczyn, które wpadły mi w oko – Regulus
Black. Nigdy jakoś nie miałem okazji przyjrzeć się mu z bliska. Widywałem go
jedynie przelotnie na zajęciach lub korytarzach, ale nigdy nie wzbudził mojego
większego zainteresowania. A teraz stoi tu przede mną i muszę przyznać, że nie
wiem, co te wszystkie dziewczyny w nim widzą. Może typowe, arystokratyczne
naleciałości? Albo akcent wyższych sfer? Kobiety marzą przecież o swoim
zamożnym księciu z bajki. Z jakiej bajki jest Black?
No i proszę, jaki
waleczny. Patrząc na jego zaciśnięte w cienką linię wargi i srogo
ściągnięte brwi, dochodzę do wniosku, że chłopak lekko się denerwuje, a może
nawet boi. Gdyby to ode mnie zależało, pewnie miałby się czego bać, ale to brat
Syriusza i jednocześnie chyba jedna z nielicznych osób z jego rodziny, z
którymi się zżył. Trzeba w końcu przyznać, że Blackowie nie sprawiają wrażenia
przyjacielskich duszyczek, więc szkoda byłoby uszkodzić w znacznym stopniu
jedyną osobę, która w jakimkolwiek stopniu obchodziła Blacka.
– Będzie lepiej dla
ciebie, jeśli w ogóle nie będziesz
się odzywał, Black. I lepiej weź sobie moje ostrzeżenie do serca.
Wbijam mu palec w sam
środek czoła, naciskając na zmarszczkę między jego oczami, która wyjątkowo mnie
drażni. Na pewno na starość mu taka zostanie, wygląda jakby często bywał
niezadowolony. Patrzę, jak jego oczy świecą z wściekłości mimo nienaturalnie
ciemnego koloru. Przez chwilę wydaje mi się, że Regulus ma tylko źrenice bez
tęczówek, ale zaraz dostrzegam grube, granatowe obwódki wokół jego
spojrzenia. Pasują do mojej ulubionej koszuli. Jak na złość,
przyglądanie się wściekłemu Blackowi juniorowi przerywa Remus, który wydaje się
zaniepokojony.
– Wystarczy – mówi
Maluszek i wygląda przez chwilę, jakby bardzo starał się być dorosły. Patrzę
wciąż na Regulusa, starając się zrozumieć, co jest w nim tak kuszącego, tak
lepszego ode mnie, że dziewczyny zupełnie tracą dla niego głowę. Wsuwam dłonie
w kieszenie, pokonany. Chyba na nic nie wpadnę.
***
Powinniśmy byli
wymyślić coś innego. Chociaż ostatecznie efekt końcowy był dość zadowalający, z
pewnością przyjemniej byłoby spędzić ten wieczór na graniu w szachy
czarodziejów albo piaskowe wiedźmy. Ostatnio udawało mi się nawet ograć Jamesa,
a ten chłopak ma przecież nieprzyzwoicie wielkie szczęście. Tymczasem klęczę na
zimnej i dość obślizgłej ślizgońskiej posadzce i ścieram resztki bezoaru sprzed
kominka, obserwowany przez wszystkie te napuszone gnoje. Gdyby nie fakt, że
obok mnie jest James, który nuci pod nosem wesołą melodyjkę, pewnie wypiąłbym
się na słowa McGonagall i wrócił do dormitorium.
– Złamię cię teraz w
pół, jak tyczkę, Lupin.
Odwracam się, wyciągając
różdżkę z kieszeni spodni, i celuję nią w Malfoya. Znowu dobiera się do
biednego Remusa, za co mam ochotę posłać w jego stronę Defodio i sprawdzić, czy
w żywym ciele też wydrąży tak samo dużą dziurę, co w murze. Na drodze staje
jednak obstawa Szczura i mierzy we mnie i Jamesa różdżkami. Tego już za
wiele.
Mały ma jednak chyba
mocne kolana, bo udaje mu się na chwilę ogłuszyć jednym z nich Malfoya. Kątem
oka widzę Petera, który dyskretnie zaciska dłoń na różdżce w swojej kieszeni i
wysuwa ją centymetr po centymetrze. A to cwaniak.
Brzdąc Remus staje
pewnie na nogach i mimo wzroku przestraszonego szczeniaczka, dzielnie wyciąga z
szaty różdżkę, celując nią w Malfoya. Ślizgon się zatacza, chyba rzeczywiście
nieźle oberwał. Nie ma czemu się dziwić, wilcze geny na pewno wpływają między
innymi także na siłę Maleństwa.
Zabawa zupełnie
popsuta, bo nagle znikąd pojawia się Regulus i doprowadza swojego kolegę do
porządku ciepłym słowem:
– Wystarczy! Dajcie
już spokój tej dziecinadzie! Lucjuszu, jeśli nie potrafisz poradzić sobie z
małym chłopcem, lepiej się w ogóle do niego nie zbliżaj, a ty, ty masz
posprzątać mi pokój.
Czyli jednak Black
junior umie używać swoich czterech liter. O mózg mi oczywiście chodzi. Wygląda
zupełnie inaczej i zastanawiam się, co jest tego powodem. Jedno jest pewne –
bardzo dobrze czuje się, mając publikę. Teraz cały dom węża wgapia w niego
maślane oczy, a on wygląda dość imponująco z lekko uniesionym podbródkiem i
zmrużonymi oczami. Zaczynam widzieć, co wszystkie dziewczyny mogą w nim lubić,
jednak mnie tylko to dodatkowo obrzydza. Impertynencki bufon.
***
– Regulus?
– Syriusz?
– Scarlett?
– Will?
Niemożliwe. To się nie
dzieje naprawdę. Do tej pory mogłem sobie wmawiać, że to tylko moja paranoja i
Regulus przypadkowo często bywa w pobliżu moich byłych, ale teraz wyobraźnia
nie pozostawia mi wiele pola do popisu. Black junior trzyma łapy na tym, co kiedyś
było moje. I wcale nie podoba mi się jego forma recyklingu.
– Co wy tu wszyscy
robicie?
My tu stoimy, Black.
To ty siedzisz w wannie z rok starszą dziewczyną, która wcześniej grzała moje
łóżko. Chyba nie jesteśmy tymi, którzy powinni się tłumaczyć? Regulus wygląda
na zakłopotanego i chyba właśnie przez to tak głośno wyraża swoje
niezadowolenie. Ale się nie zakrywa. O, co to, to nie. Stoi w wannie dumny,
chyba nie do końca wiedząc, co zrobić z rękami. Między jego ramionami brakuje
gładkiego, kobiecego ciała i widać, że chłopak dogłębnie odczuwa ten brak.
– Will?
W głosie Brzdąca
słychać niepokój. Łapie mnie za nadgarstek naciskając kciukiem na żyły,
pompujące we mnie krew w niespokojnym tempie. Staram się uspokoić i myśleć
logicznie. Przynajmniej na tyle, na ile umiem w tej sytuacji. W weselszy
nastrój wprawia mnie różdżka, która w tym momencie niemal sama rwie się w
kierunku Blacka.
– Widzę, że mamy
podobny gust, Black.
Nie mogę się
powstrzymać przed wytknięciem mu tego. Czym w niego rzucić? Diffindo? A może
Fernukulusem? No Black, ciekawe, czy spodobasz się moim kobietom, jak
cię trochę ulepszę na swój sposób.
Niestety, tylko ja w
tym towarzystwie potrafię się bawić. Scarlett zakrywa obnażone ciało Blacka
juniora własnym i krzyczy coś bardzo kobiecego, co właściwie nieco mnie
śmieszy. Nie zachowuj się jak dziecko? Naprawdę? Weszłaś do łóżka co
najmniej dwóm facetom i już wydaje ci się, że jesteś taka dorosła, tak,
Scarlett? Kobiety i ta ich pokręcona logika.
– Tu nie chodzi do
końca o ciebie.
Patrzę, jak jej twarz
się zmienia. Jej oczy, z przymrużonych z pełną pewnością siebie, rozszerzają
się powoli, a miękkie usta rozchylają w geście zdziwienia. Nie mogę powstrzymać
złośliwego grymasu, który wpełza mi na twarz. W końcu, gdy odzywa się James, Scarlett
wygląda na upokorzoną. Na nowo odżywa w niej dawny żal z początku semestru.
Tego na pewno nie mam jej za złe.
Chociaż z drugiej
strony…
– Anteoculatia.
***
Maleństwo nie przyszło
na śniadanie. Chyba zupełnie zaspało, więc postanowiłem sprawdzić, co porabia i
ewentualnie obudzić je na zajęcia. Niestety, nagłe pojawienie się Scarlett
krzyżuje moje plany. Dziewczyna wlepia we mnie swoje piękne, orzechowe oczy,
opierając szczupłą dłoń na moim torsie i zmuszając mnie do zatrzymania się.
Przystaję i oglądam się za siebie, zastanawiając się, jak późno jest.
– Will, jesteś na mnie
zły? – pyta, a jej sarnie oczy pięknie błyszczą w porannym słońcu. Pozwalam
sobie na prychnięcie, które nieco ją peszy. Uśmiecham się, mrużąc powieki i
przechylam lekko głowę.
– A co? Chcesz mi coś
powiedzieć?
Widzę, jak na mnie
patrzy.
Unosi dłoń i wplątuje ją w swoje krótkie włosy, unikając mojego spojrzenia.
Dobrze wiem, co to oznacza. Wkrótce dziewczyna łapie moją rękę i ciągnie mnie
wzdłuż korytarza, w osamotnioną część zamku. Chyba tym razem idziemy doprawić
rogi Regulusowi.
***
Jest już grubo po
śniadaniu i chyba sam jestem spóźniony na zajęcia. Na ostatniej prostej wpadam
na Maleństwo, które jest wyraźnie zamyślone i poruszone. Coś znowu jest nie tak.
– Wszystko w porządku,
Remus?
Kiwa tylko głową,
nawet na mnie nie patrząc, i mija mnie, zniesmaczony. Znowu ktoś mu dokuczał. I
nagle wszystko staje się jasne, bo w kolejnym korytarzu staję oko w oko z
Blackiem juniorem. Oblizuję wargi, wciąż czując na nich smak rozwiązłej Scarlett,
i nie mogę powstrzymać szerokiego uśmiechu, który wyraźnie irytuje Regulusa.
– Chyba ktoś tu jest
spóźniony – mówię, pochylając się jeszcze o kilka milimetrów w jego stronę.
Chłopak odsuwa się, zaciskając szczęki. Widzę, że ma ochotę mi przyłożyć, więc
trzymam różdżkę w pogotowiu.
– Spieprzaj, Reagan.
To, co robię, nie powinno wchodzić w zakres twoich zainteresowań – ma
zaciśniętą szczękę i mocno zbite pięści. Nagle jego wzrok zsuwa się na mój
luźny krawat i pomiętą koszulę. Przywołuję go do porządku, stukając w odznakę
prefekta na mojej piersi. W jego oczach i tak widzę błysk zrozumienia, który
wkrótce przeradza się w podejrzliwość.
– Tak się składa, że
jesteś teraz dla mnie kolosalnie interesujący, Regulusie – mówię to obnażając
całą złośliwość, jaka płynie w moich żyłach. – Chyba muszę niestety odjąć
Slytherinowi parę punktów, żebyś na przyszłość pamiętał o punktualności.
Widzę, jak trzęsie się
ze złości, jak ostatkiem sił poczytalnego umysłu powstrzymuje się od sięgnięcia
po swoją różdżkę. W końcu przechodzi obok mnie, obijając się o moje ramię i
wydając z siebie głośne fuknięcie. Jak przystało na prawdziwą kicię.
***
Regulus był Ślizgonem,
dlatego wszystkie tak na niego leciały. To przecież oczywiste. Każda bardziej
zakręcona dziewczyna spoza domu węża na pewno wieczorami fantazjuje o romansie
z nieprzystępnymi, groźnymi i wrednymi dla wszystkich wychowankami Slytherinu.
A to, że wybrały sobie właśnie Blacka – no cóż, chłopak najwyraźniej lubi się
bawić i umie wykorzystać swoje wpływy, silne ramiona, no i przede wszystkim
śliczną buzię. Pewnie Syriusz też miałby branie, gdyby nie jego skłonność do
monogamii. W sumie, mając przy sobie kogoś takiego, jak Maleństwo, pewnie też
bym się na nią zdecydował.
– Co się gapisz,
Reagan? Zakochałeś się? – pyta Black junior. Pozwalam sobie na głośny śmiech,
który przerywa wywód Trelawney. Ślizgon znowu bardzo szybko się irytuje. Tym razem
od razu wyciąga różdżkę. Ale ja jestem gotowy.
– Myślałem tylko o
moim porannym spotkaniu z naszą wspólną znajomą. Chyba obaj znamy ją tak samo
dobrze. Zresztą, nie tylko ją, wiedziałeś? Masz dużą skłonność do zadowalania
się dziewczynami z odzysku, nie, Black?
Dopinam swego. Regulus
szaleje, rzuca we mnie Immobilusem, a zaraz, gdy odpieram atak, zaklęciem,
którego nie znam. Uskakuję w bok, przewracając stolik z magiczną kulą, która
toczy się pod nogi Ślizgona. Wszyscy zrywają się z miejsc.
– Zamknij się, Reagan,
i walcz jak mężczyzna!
– A co ty możesz
wiedzieć o męskiej walce, Black? – prycham ze zjadliwym uśmieszkiem, a
następnie bez ostrzeżenia rzucam w niego zwykłym Expelliarmusem, który opycha
go na kilka metrów w tył. Za dużo mocy, chyba rzeczywiście jestem bardziej
wściekły, niż powinienem. Regulus odwdzięcza się zaskakująco szybko, jak na
oszołomionego. I to nie byle jak, bo posyłając w moją stronę stół przy pomocy
Mobiliarbusa. Jestem gotów. W porę zatrzymuję mebel i odsyłam go z powrotem w
stronę Ślizgona. Obrywa w lewe ramię. Dobrze, że prawe ma wciąż sprawne.
Zaczynam dobrze się bawić.
Jakiś wymoczek z domu
węża zasłania chłopaka własnym ciałem, patrząc na mnie z groźbą w oczach, i
rzuca we mnie Drętwotą. Ze śmiechem unikam zaklęcia i wyskakuję przez okno,
widząc jak wściekły Black odpycha swojego wybawiciela na bok, posyłając w moją
stronę Oppugno. Zakrywam drogocenną twarz rękami, czując jak stado ptaków
żeruje na moich ramionach. Staram się odgonić je dłońmi, ale zawzięte są
skubańce.
– Lacarnum
Inflamarae!
Chwila i w powietrzu
fruwa jedynie stos spopielonych piórek. Regulus zdążył już najwyraźniej wyjść
na dach, bo jego szata także zajmuje jest ogniem, a do moich nozdrzy dociera
swąd palonych włosów. Ślizgon wydaje z siebie okrzyk i zrzuca z siebie płonący
płaszcz. Chichoczę, widząc jego przerażone oczy i bladą twarz.
– Reducto!
– krzyczy, rzucając zaklęcie pod moje nogi. Dachówka odrywa się od podłoża i
rani moje i tak poorane przez ptaki ramiona i policzek. Mam sekundy na reakcję,
nim rzuca kolejne zaklęcie: – Relashio!
– Repello
Inimigotum! – Unoszę obie dłonie przed siebie, licząc że się nie spóźniłem.
Iskry odbijają się od wyczarowanej tarczy, a ja sam odskakuję na bok. Oglądam
się za siebie. W miejscu, w którym jeszcze przed chwilą stałem, leży zwinięty w
obślizgłą spiralę wąż. – Naprawdę żałosne stworzenie macie w godle – mruczę nie
bez satysfakcji i pozbywam się gada w trymiga. Odwracam się w momencie, kiedy
Regulus z okrzykiem triumfu trafia we mnie zaklęciem. Nagle przed oczami zapada
zupełna ciemność. Mrugam kilkakrotnie, licząc, że to przywróci mi wizję.
Zaklęcie oślepienia. Cholerny miglanc. Nieźle to wykombinował.
Nie zamierzam się
poddać, wyciągam różdżkę przed siebie i na oślep rzucam kilkoma Bombardami.
Słyszę, jak Black biega dookoła, klnąc pod nosem. Doprawdy, takie
brzydkie słowa z tak ślicznych ust…
– Inkarserus!
Chwieję się na nogach
i już po chwili czuję, że lecę. Macham na oślep – oczywiście, że na oślep –
rękami, starając się czegoś schwycić. Uderzam w końcu o dach, ześlizgując się
po rozwalonej dachówce głową w dół. Nie wiem, co zrobić, bo chwytane przeze
mnie wypukłości jedynie ranią mi dłonie, odrywając się i towarzysząc mi w
locie. W końcu tracę grunt pod nogami i jestem przekonany, że spadam z Wieży
Astronomicznej. Biorę głęboki wdech i nagle paraliżuje mnie strach.
– Reagan! – słyszę tuż
obok siebie, a chwilę później moje ramię zostaje schwycone w silny uścisk.
Poprzedzony głośnym strzyknięciem krzyk rozdziera powietrze. Powoli dociera do
mnie, że wiszę na złamanej ręce Regulusa i to sprawia, że gwałtownie sięgam w
jego stronę, oplatając ramieniem jego szyję. Czuję jego zimny, spocony policzek
na swoim. Wdrapuję się na dach i przywieram do śliskiej dachówki, nie wierząc,
że jestem bezpieczny. Słyszę, jak obok mnie Black junior skowyczy z bólu. –
Zamorduję cię, ty świrze!
– Jeśli naprawdę
chcesz ze mną skończyć, następnym razem mnie nie łap.
Jestem pewien, że gdybym nie był
dotychczas zupełnie siwy, osiwiałbym przy tej okazji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz